Witajcie! Kilka dni temu prezentowałem wam postać Gorimma Guttrissona. Krasnoludzki górnik właśnie rozpoczął swoją podróż po drogach i bezdrożach Starego Świata. Towarzyszą mu dzielni i mniej towarzysze, których na razie nie może nazwać przyjaciółmi. Może kiedyś...
Wszystko to zostało okraszone zasadami I edycji Warhammera Fantasy Roleplay. Jeśli chcecie się dowiedzieć, kogo można spotkać na ulicach Delberz, ile szczęścia może mieć Krasnolud oraz ile dobroci niosą w sobie przybysze z dalekich krain - zapraszam do lektury.
I sesja, 16 marca 2018
Gorimm ściskał w dłoni list od ojca. Dawno już nie było od niego lub innych najbliższych krewnych żadnych wieści. W dodatku teraz nie pisał nawet zwyczajowo, jak im się żyje, a sugerował odnalezienie stryja Sigura Petersona w Delberz i udanie się w kierunku rodzinnego miasta Gorimma - Bogenhafen. W jakim celu? I dlaczego właśnie teraz? Tego w liście nie było.
Droga do Delberz była bezpieczna i dość zatłoczona. Zewsząd ciągneli do Altdorfu na wyniesienie kolejnego Imperatora. Nie trzba było się zatem obawiać ataku, czy innych niemiłych niespodzianek. Z tego też powodu, gdy koło powozu uległo awarii, nie było problemu, aby Khazad udał się do miasta docelowego i wysłał kogoś do jego naprawy. Akurat napatoczył się Niziołek Hugo Overhill na wozie wypełnionym serem, winem oraz gnomem przedstawiającym się jako Kvint Brannrudson O’Skadeli Dverg, którego z początku Gorimm nie zauważył. Podróż przebiegła bez zakłóceń.
Dotarłszy na miejsce okazało się, że wyszukanie miejsca na nocleg będzie trudniejsze, niż znalezienie i wysłanie czladnika kowala do miejsca awarii wozu z karawany Gorimma. Gnom Kvint miał zapewniony noclem w gospodzie Pod Łbem Maura. Ciężko tam było trafić. Szczęśliwie podczas wędrówki po ulicach udało się wpaść na dawno nie widzianego stryja Gorimma - Sigura. Ten także nie wiedział, po co ma się udać z krewniakiem do Bogenhafen, mimo że za sprawą listu od swojego brata spodziewał się spotkania z młodym Khazadem.
Biła północ, gdy w końcu udało się znaleźć docelową gospodę. Stało się to za sprawą zaczepionego człowieka Matthiasa Arbeitera, który wracał tam z pracy w dokach. Gospoda była paskudna, brudna i obskurna, nawet w porównaniu do korytarzy kopani w Gorach Szarych, które Gorimm poznał aż nadto dobrze. Kompania była jednak zbyt zmęczona, by wybrzydzać i niebawem udali się na spoczynek na poddaszu.
Noc minęła spokojnie, nie licząc drobnego incydentu z jakimś półmózgim złodziejaszkiem, który ubzdurał sobie, że okradnie grupę z pieniędzy. Omal nie stracił przy tym życia, co nie byłoby takie złe.
Rankiem Niziołek wraz z Gnomem wybrali się do kantoru Kompanii Fuggarów. Pierwszy odstawił tam przewożone przez siebie towary, a drugi poszedł szukać zajęcia. Okazało się, że znalazł je dla całej grupy: trzeba było odnaleźć jakiś kamień, który Kompania zamówiła u jednego z gangów w dokach, a ci zbyt długo mu sie przyglądali i jakoś tak jeszcze go nie dostarczyli. Kamień był cenny, ale wiele wskazywało na to, że nie był szlachetny. Zresztą wątpliwości budził fakt, że trzba było go dostarczyć w ołowianej szkatule, a dotykać go powinien tylko Niziołek. Jednak zapłata 125 ZK na głowę powzoliła szybko skupić całą uwagę na zadaniu.
Trzeba było przetrząsnąć doki w poszukiwaniu wejścia do kryjówki gangu. Było to o tyle łatwiejsze, że Matthias znał je całkiem dobrze. Trudniejsze było sforsowanie drzwi. Tym bardziej, że Gorimm słusznie podejrzewał pułapkę. Okazała się na tyle prymitywna, że jej zneutralizowanie zajęło ledwie kilka minut.
Po dostaniu się do środka okazało się, że ktoś dość skrzętnie przetrząsnął całe pomieszczenie. Kolejne wyglądały podobnie. Wszędzie szmaty, papiery, ubrania, rozwarte szafy i komody. Do tego trupy. Ktoś z wprawą pozbawił życia wielu oprychów. To nie napawało optymizmem. Jeden nawet jeszcze nie wyzionął ducha. Człowiek razem z Niziołkiem postanowili ratować go i wynieśli z piwnic. Uszczupliło to skład kompanii: jedynie dwóch Khazadów oraz nieustraszony Gnom postanowili iść dalej. Po drodze Gorimm cudem odgadł hasło wstępu, które trzba było podać strażnikom. Udając robotników odnaleźli kwaterę herszta gangu. Wewnątrz odnaleźli ciepłe jeszcze ciało pozbawione głowy. Ślady prowadziły za regał, za którym ktoś wykopał tunel. Weszli do środka.
W środku było na tyle ciasno, że musili iść jeden za drugim. Nie dając szczurom szans na skosztowanie ich ciała gnali przed siebie. Po niedługim czasie zobaczyli w oddali majaczącą sylwetkę, która poruszała się nad wyraz sprawnie w tunelu. To nie mógł był człowiek, chociaż postura mogłaby na to wskazywać. Jedno było pewne - to był zabójca herszta.
Tunel skończył się, dotarli do większego pomieszczenia, gdzie były tory i wagoniki górnicze. Skrytobójca wskoczył do jednego i zaczął się oddalać. Trójka bohaterów wsiadła do drugiego i zaczął się pościg. W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności morderca zginął na skutek zderzenia ze ścianą. O mało co Khazadzi oraz Gnom podzieliliby jego los, jednak w porę salwowali się ucieczką z wagonika.
Obok zwłok odnaleźli kamień, który był niepodobny do tego, co do tej pory widzieli. Sam jego widok budził niepokój. W tym momencie przypomnieli sobie, że oowiana szkatuła została u Niziołka, który postanowił ratować życie nieznajomemu oprychowi. Musieli imporwizować, co zaskutkowało zastępczym pojemnikiem ze starej lampy oliwnej. Gnom umieścił tam kamień.
Wydostając się z jaskiń, spotkali dziwnych osobników inkantujących jakieś świństwa i bluźnierstwa. Po chwili ten stojący wewnątrz kręgu wykonał ruch, reszta upadła, a z ich ciał powstało obrzydliwe monstrum. Było niejako zlepkiem ciał, otaczała je chmara tłustych, brzęczących much. Bohaterowie chwycili za broń, a bluźnierca czmychnął do łodzi.
Walka była długa, mozolna i zażarta. Koniec końców udało się potwora zabić, ale skutki tego starcia wszyscy będą odczuwali długo, może do końca życia.
Po powrocie do Delberz cała kompania spotkała się u pracodawcy, gdzie otrzymali wynagrodzenie. Kamień okazał się Upiorytem. Nie było to już jednak ich zmartwieniem.
Po zaleczeniu ran wszyscy postanowili udać się do Altdorfu, skąd Gorimm ze Stryjem Sigurem będą mogli wyruszyć w drogę do Bogenhafen. Uratowany z doków załatwił miejsce na barce, która miała odpłynąć za kilka dni w stronę stolicy.
Przypomniałem sobie liceum... Ach, to były czasy, to były przygody!
OdpowiedzUsuńHa, a ja tę przygodę odkrywam teraz dopiero, w wieku którego tu nie przytoczę ;)
Usuń