poniedziałek, 3 października 2016

Wielki Łooomot Nurbaga, czyli ucieczka z Gór Czarnych: Zwiadowcza kompania Ragimmara z Królestw Ogrów vs. chuderlawe elfy z Ulthuanu

Witajcie! Dzisiaj zapraszam was do przeczytania w formie fabularnej kolejnego raportu bitewnego zmagań Zwiadowczej kompanii Ragimmara z Królestw Ogrów. Tym razem skrzyżowali broń z Elfami Wysokiego Rodu z Ulthuanu, prowadzonymi przez Radzika. Poprzednia bitwa z kislevickim motłochem niestety nie była pomyślna dla sympatycznych grubasów. Tym razem jednak było inaczej.
Tytułem wprowadzenia: we wrześniu rozpoczęliśmy w katowickim klubie bitewnym Inny Wymiar kampanię pt. Wielki Łooomot Nurbaga czyli ucieczka z Gór Czarnych. W trakcie jej trwania naprzeciw siebie stanie w sumie 8 band. Zabawa odbywa się w ramach systemu Warheim Fantasy Skirmish.

Opis, szczegóły oraz warunki kampanii znajdziecie tutaj.


Zwiadowcza kompania Ragimmara z Królestw Ogrów vs. chuderlawe Elfy z Ulthuanu

Kto by pomyślał, że beknięcie ogra może skruszyć skałę. No chyba że jest Rzeźnikiem, który za młodu wypił misę lawy i przeżył. Można się tylko domyślać, co dzieje się w jego trzewiach.

- Czuję, jest blisko - zagrzmiał Zagayew. Szli pod wiatr, który stawał się coraz mocniejszy. W powietrzu latały pozrywane liście i małe gałązki.
- Jazda, ruszamy! rozkazał Ragimmar.

Od dwóch dni kierowali się w stronę wskazaną przez Rzeźnika. W wizji objawiła mu się wyrwa w ziemii. Raz po raz plwała ognistymi kulami. Oprócz tego udało mu się dostrzec kilka skrzyń. Być może jest w nich coś wartościowego? Trzeba sprawdzić.

Powóz z celem misji - potężną armatą - był nieopodal, jednak nie na tyle blisko, aby wróg mógł go łatwo przejąć na wypadek zasadzki. Woźnica miał jasny rozkaz - w razie bitwy, kieruj się na północ, pod żadnym pozorem nie angażując się w walkę.

Wyszli z wąskiego wąwozu, minęli spore głazy, gdy przed nimi wyrosło niewielkie wzniesienie. Wiatr nie ustawał, dlatego dym i popiół nie były zbyt uciążliwe. Niemniej swąd siarki był silny, nawet jak dla orgów.

- Jesteśmy, wycedził Rzeźnik. Wciąż doskwierała mu rana po niedawnej bitwie.

- W dodatku nie sami! Szykować broń! - zagrzmiał ŁOwca.

Istotnie, po drugiej stronie krateru zza drzew wychynęła grupa szpiczastouchych. Część była nieźle opancerzona i uzbrojona, część nie. Szykowała się krwawa jatka.

Łowca postanowił nie ryzykować otwartej szarży na wroga. Te chude elfy nieźle szyją z łuków. Poza tym trzeba sprawdzić, co kryje krater. Samo przedarcie się w jego pobliże okazało się łatwe. Jednak wróg zaczął przyjmować dogodne pozycje do strzału. Na szczęście wietrzna pogoda skutecznie ograniczała ich skuteczność. Po chwili ogry cieszyły się już trzema ciężkimi i obiecującymi skrzyniami. Jednak czy Zagayew nie wspominał o sześciu? Czyżby elfy też po to tutaj przybyły? Tego było za wiele.

- Atak! wrzasnął rozwścieczony Łowca. To było aż nadto dla Gorgartaga, Żelazobrzucha z potężną, dwuręczną maczugą. Runał na wroga, uzbrojonego w wielki topór. Wywiązała się krwawa walka. Ciosy spadały na jednego, jak i drugiego. Któż jednak oparłby się sile Wielkiego Gorgartaga. Tchórzliwy elf musiał salwować się ucieczką.

W tym samym czasie, po drugiej stronie krateru, na wzniesieniu usadowiły się dwa elfy, uzbrojone w łuki. Próbowały sięgnął Ragimmara, Rzeźnika oraz traperów gramolących się po zboczu krateru, ale bezskutecznie. Łowca odpowiedział im, ciskając potężne oszczepy, ale ten cholerny wiatr nie ułatwiał celowania. Wtem niespodziewanie wybiegł zza zbocza góry elficki bohater, odziany w lśniący pancerz, z fikuśnym mieczykiem. Widać był ważny, bo niemal natychmiast jeden z łuczników zeskoczył ze wzniesienia, aby wspomóc go w walce. Cóż za łatwy kąsek dla ogrów łaknących walki. Łowca z Rzeźnikiem przypuścili szarżę. Widać adwersarze nie byli zbyt mocni, bo padli niemal od ich cuchnących oddechów. Stawiali jaki taki opór, ale nie zdało się to na wiele. To był ich koniec.

W tym czasie zza krzewów rozległ się przeraźliwy ryk

- Przybył! pomyślał Łowca i niemal się uśmiechnął.

Tak, przybył. Potężny drapieżnik, dziki jak zamieć w górach, który słucha się rozkazów jedynie najpotężniejszych dowódców. Szablozębny niemal natychmiast runął na elfów. Dopadał ich jednego po drugim. Ostre kły i pazury cięły miękkie ciała elfów. Jak się jednak okazało, musiał to być osobnik niedoświadczony w boju. Kilka ciosów wroga dosięgło jego futra. Czy to za sprawą jakiejś paskudnej magii, czy trucizny, Szablozębny padł. Nie szkodzi to jednak. W zagrodach plemiennych jest ich jeszcze wiele.

To była dobra walka. A jak się potem okazało - również niezwykle owocna. Po przeszukaniu ciał poległych, ogrza kompania odnalazła pozostałe trzy skrzynie. Zostały otwarte w obozie. Zawierały mnóstwo kosztowności, złotych monet, ozdób, ale przede wszystkim trzy wielkie, czyste rubiny.

Tak, to był dobry dzień dla Ragimmara. Tak dobry, że postanowił zasilić swoje szeregi niezwykłymi pomocnikami. Skoro jeden Szablozębny pokonał wielu wrogów, lecz ostatecznie padł, trzeba sprowadzić dwóch.

Niemniej największe nadzieje budziły nie potężne koty. Łowca wiedział, że wiele ryzykuje wywabiając go z jaskini. Ale skarb, jaki zdobyl pozwoli przygotować go do walki pod jego komendą, pozwoli wydawać mu rozkazy. A wtedy... drżyjcie wrogowie!

6 komentarzy:

  1. Dobre. Fajnie się czytało. Tylko sukces niepokoi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czeka pomalowany od dawna. Aż sie rwie do boju ;)

      Usuń
    2. Sukces rwie się do boju? ;) bo Szablozębnych się nie boję :P

      Usuń
    3. Nie, efekt sukesu, który jest kosztowny i zabójczy rwie się do boju ;P

      Usuń
  2. Bardzo fajny raport, więc czekam na kolejne =)

    OdpowiedzUsuń